Biblioteka Publicznego Gimnazjum
 
  Kontakt
  STRONA STARTOWA
  E-KRONIKA SZKOLNA
  Ogólnopolskie Wybory Książek
  Biblioteka i my
  Aktualności
  "Czytamy najmłodszym"
  Lista Ofiarodawców - dary dla biblioteki
  NASZ PATRON MIKOŁAJ KOPERNIK
  Darmowe podręczniki 2016-2017
  Darmowe podręczniki 2015-2016
  2016 - Rokiem Henryka Sienkiewicza
  2015 - Rokiem Polskiego Teatru
  2015 - Rokiem Jana Długosza
  2015 - Rokiem Jana Pawła II
  2014 - Rokiem Jana Karskiego
  2013 - Rokiem Juliana Tuwima
  2012 - Rokiem Janusza Korczaka
  2011 - Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie
  Lektury obowiązkowe
  2016 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2015 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2014 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2013 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2012 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2011 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2010 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2009 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2008 Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych
  2007 Międzynarodowy Dzień Bibliotek Szkolnych
  2006 Międzynarodowy Dzień Bibliotek Szkolnych
  Tydzień Bibliotek...zawsze w maju
  NASZE RECENZJE
  Czytelnicy piszą wierszem
  ...i prozą
  Trawestacja "Dziadów" Mickiewicza
  Zbiory i katalog: regulaminy
  Świat książek: e-ksiegarnie, e-biblioteki,e-serwisy edukacyjne
  Nagrody literackie
  E-czytelnia - przydatne linki
  Czytelnictwo w naszym gimnazjum
  Bibliografia załącznikowa
  Nasze miasto Połczyn-Zdrój
  Biblioterapia
  Kiermasze książek
  Księga gości
...i prozą


Pomocna
biblioteka – karta
 z życia szkolnego

Napisała Agata Korbus z kl.IIA


- Nareszcie. Koniec lekcji! - westchnęła Matylda i uśmiechnęła się promiennie do pakującej książki Diany. - Na wtorek to mamy chyba najgorszy plan. No i jeszcze dzisiaj zamiast wf-u lekcja biblioteczna, największe nudziarstwo na świecie!
- Oj Mati! Zacznijmy od tego, że w szkole to ci się mało co podoba! - roześmiała się Diana.
W drodze na stołówkę dogoniła je Anka:
- Mam propozycję!!! – krzyknęła. - Zamiast truć się tym szkolnym żarciem, chodźmy na pizze! Co wy na to?
- Nareszcie jakaś mądra propozycja. Jestem w stu procentach za! - zgodziła się Matylda. - A ty Di? Co myślisz?
Diana spojrzała na przyjaciółki. Matylda, kompletna luzaczka, niczym się nie przejmowała. Ubierała się w baggy, czapki z daszkiem, luźne bluzy. W nosie miała, że jej rodzice, nauczyciele i niektóre rówieśniczki krytykują jej strój. Ania natomiast - wzór gustu i klasowy kreator mody. Zawsze ubrana była oryginalnie, wszystko do siebie pasowało. Z charakteru spontaniczna i lekko szalona. Sama Diana była wzorem marzycielki, romantyczki. Lubiła książki, poezję. Ciągle zamyślony wyraz twarzy i zamglone niebieskie oczy dodawały tej delikatnej, wręcz kruchej blondynce tajemniczości. Różniły się wszystkim, ale mimo to trudno byłoby spotkać gdzieś bardziej zgrane przyjaciółki. Matylda, Anna i Diana, trzy nieprzeciętne osobowości, poznały się                w przedszkolu i nie rozstawały aż do tej pory. Zawsze najlepiej czuły się       w własnym towarzystwie, kawały które sobie opowiadał były najśmieszniejsze, a nocne opowiadanie horrorów gdy u którejś nocowały było najbardziej ekscytujące.
- Wiecie co idźcie same - odparła w końcu Diana.
- No co ty!
- Nie rób nam tego!
- Nie mów, że lubisz wątróbkę!
Matylda i Ania nie kryły zdziwienia.
- Nie. Po prostu muszę jeszcze iść do biblioteki - powiedziała Diana i spuściła głowę.
- No masz! Gorszej wymówki to sobie chyba nie mogłaś znaleźć. Jeśli nie chcesz z nami iść to nie musisz się zasłaniać jakąś tam biblioteką - skwitowała Matylda, wypowiadając słowo „biblioteka” ze szczególną pogardą.
- Nie szukam wymówek tylko naprawdę chciałabym wstąpić do biblioteki!
- Po co? - zapytała Ania.
- Żeby odrobić lekcje.  Z polskiego: charakterystyka Gilly i o kontekście historycznym w „Syzyfowych pracach”, jutro zaczynamy je omawiać.             Z historii: o soborze trydenckim i kim byli jezuici! Z geografii: przykłady współczesnej migracji!!!... Mam dalej wymieniać?!
- Dziewczyno w jakim świecie ty żyjesz! Pięć, góra dziesięć minut roboty - stwierdziła Ania.
- Nie słyszałaś nigdy o takim cudzie techniki jak Internet? - roześmiała się Matylda. - Siądziesz do tych zadań o 20:00, a o 20:15 będziesz miała już gotowe i spokojnie obejrzysz sobie „You can dance”.
- Wiecie co? Żeby was kiedyś ten Internet nie zawiódł. Cześć!
Diana odwróciła się na pięcie i pomaszerowała schodami do biblioteki. Dziewczyny krzyczały za nią: „Oj Di! Nie obrażaj się!”, ale nawet się nie odwróciła. Zresztą nie była wcale obrażona. Po prostu nie chciała już słuchać tych głupich wywodów na temat wspaniałości Internetu. Otworzyła drzwi do biblioteki. Składała się ona z dwóch przestronnych pomieszczeń.                 W pierwszym - większym, stało mnóstwo wysokich regałów, zastawionych od góry do dołu najróżniejszymi książkami. Można tu było znaleźć wszystko: lektury szkolne, książki dla młodzieży, fantastykę, science fiction, literaturę popularno-naukową, różnego rodzaju słowniki, encyklopedie, literaturę specjalistyczną. Jednym, słowem do wyboru do koloru. W drugim, mniejszym pomieszczeniu, mieściła się czytelnia, gdzie w spokoju można było studiować wszystkie tomy, które posiadała biblioteka.
- Dzień dobry! - Diana grzecznie przywitała się z panią bibliotekarką.
- O! Diana! Dzień dobry. Nie będę się już pytać: „Czy mogę ci w czymś pomóc?”, bo wiem, że sama lubisz poszperać między półkami - kobieta uśmiechnęła się.
Diana odwzajemniła uśmiech, położyła plecak przy ścianie i ruszyła między regały.
Szybko znalazła książki potrzebne jej do odrobienia lekcji i udała się z nimi do czytelni. Zrobiła wszystko co było zadane. Zajęło jej to około godziny. Odstawiła książki na miejsce i swoim zwyczajem zaczęła wodzić wzrokiem po najrozmaitszych tytułach ustawionych na półkach. Sprawiało jej to szczególną radość. Mogła spędzać godziny przeglądają rozmaite książki.
Tak… Co my tu mamy?...
Spojrzała na „Jeżycjadę” Małgorzaty Musierowicz i uśmiechnęła się w duchu. Mimo, że znała każdy tom na pamięć, to lubiła do niej wracać. Sięgnęła po najnowszą część cyklu - ”Czarną polewkę”, która podobała jej się najbardziej. Przerzucając kartki i oglądając rysunki, którymi autorka ozdobiła swoją książkę, Diana przypominała sobie najzabawniejsze fragmenty opowiadania. Gdy natrafiła na obrazek przedstawiający Bodzia – „flejtuchowatego amatora darmowych przejazdów autostopem” (jak nazwała go pani Musierowicz), wybuchła głośnym śmiechem, który z trudem powstrzymała. Konserwatywna pani bibliotekarka nie omieszkała zwrócić jej uwagi, że w bibliotece należy zachować ciszę. Dziewczyna odstawiła książkę na miejsce i ruszyła do działu z fantastyką, która znajdowała się w kręgu jej głównych zainteresowań. Wręcz z namaszczeniem przejechała ręką po grzbietach sześciu tomów Harrego Pottera. Warto wspomnieć, że Diana jak na prawdziwego potterologa przystało, przeczytała nie tylko 5 razy wszystkie części tłumaczenia polskiego, ale także wersję anglojęzyczną. Nie z mniejszym szacunkiem spojrzała na okładki „Eragona” i „Najstarszego” autorstwa Christopera Paolini, które w rankingu jej bestsellerów uplasowały się tuż za Harrym Potterem. Następnie Diana podeszła do regału poświęconemu mitologii          i religii i wzięła do ręki wspaniały „Słownik mitów i tradycji kultury” Władysława Kopalińskiego, który mogła czytać z nie mniejszym zainteresowaniem niż pozycje dla młodzieży. Przeczytała kilka stronnic poświęconych głównie: Lozannie, Lubiążu, Lublinowi, Lucyferowi, Ludwikowi XIV i Lukrecji. Gdy zaspokoiła nękający ją głód wiedzy, odstawiła słownik na miejsce, pożegnała się z panią bibliotekarką, wzięła plecak i ruszyła do
domu. Była godzina 16:00. Diana miała już odrobione lekcje i spokojnie mogła pójść na basen i do kina, jak umówiła się wcześniej z Anią i Matyldą.
 
* * *

- Świetny był ten film. Daniel Radcliffe robi się coraz ładniejszy, muszę przyznać. Chyba powieszę sobie jego plakat nad łóżkiem! - zaśmiała się Ania.
- To co już ci się Zakościelny nie podoba? Po „Tylko mnie kochaj” tak się nad nim rozpływałaś - droczyła się Matylda.
Trzy przyjaciółki szły do szkoły i omawiały „Harrego Pottera i Zakon Feniksa”, na którym wczoraj były w kinie.
- A mi się średnio podobał - zaczęła Diana. - W porównaniu z książką…
- Matko!!!! Ta znowu z tymi książkami - oburzyła się Ania. - Widzisz. Gdybyś jej nie czytała, film by ci się podobał, a tak straciłaś całą przyjemność oglądania… I patrzenia na Radcliffe`a.
Diana już otwierała usta żeby odpowiedzieć ale Matylda ją powstrzymała.
- Najlepiej skończmy ten temat. I się nie kłóćmy – powiedziała i ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
Pierwszą lekcją był język polski. Pani Kowalska, którą klasa ochrzciła przezwiskiem Nowelka, zebrała zeszyty, aby sprawdzić zadaną charakterystykę.
- Psst. Jak myślcie co dostaniecie? - zapytała Diana przyjaciółki, gdy nauczycielka zapisywała temat.
- Ja liczę na piąteczkę - powiedziała z uśmiechem Matylda. - I najlepsze jest to, że napisanie tej pracy zajęło mi tylko dziesięć minut. Nie patrz się tak na mnie, Di. To żadna filozofia. Weszłam na ściaga.pl, wpisałam „charakterystyka Gilly”, kliknęłam „szukaj”, przepisałam prace do zeszytu      i po sprawie.
- U mnie tak samo - stwierdziła Ania.
Diana nic nie powiedziała.
Jako następna lekcja w planie widniała historia. A jej nauczycielka Domakowska była postrachem całego gimnazjum. Od razu po dzwonku weszła szybkim krokiem do klasy i sprawdziła obecność po czym powiedziała:
- Wyciągamy karteczki. Nikt nie zgłosił enki, więc w taki sposób sprawdzę czy odrobiliście pracę domową – widząc przerażone i zarazem zdziwione miny uczniów, uśmiechnęła się kpiąco. – Następnym razem postarajcie się być lepiej poinformowani. Gdybyście się kogoś zapytali, wiedzielibyście, że dzisiaj taką kartkóweczkę pisze każda klasa. Typowe lekceważenie.
Uczniowie, chwytając się ostatniej deski ratunku, zaczęli się nawzajem przekrzykiwać:
- A mnie na poprzedniej lekcji nie było!
- Ja tego nie rozumiem!
- Może by pani wytłumaczyła jeszcze raz?!
- Niech pani nie robi dzisiaj kartkówki!
- Spokój!!! – krzyknęła Domakowska. – Powtarzam jeszcze raz. Kartkówka jest z pracy domowej, a nie z poprzedniego tematu! Proszę bardzo, pierwsze pytanie…
Gdy czas się skończył, nauczycielka przeszła po klasie, zbierając prace uczniów. Widząc puste kartki oddawane przez Matyldę i Anię, zatrzymała się przy ich stoliku.
- I cóż? Nie chciało się pannom odrobić zadania, co?
- Proszę pani to nie tak! – zaczęła Ania.
- My mamy pracę domową – powiedziała Matylda. – Proszę zobaczyć.
Dziewczyny wyjęły z zeszytu luźne kartki wydrukowane na komputerze.  
- W takim razie, radzę następnym razem przeczytać chociaż raz, to co kopiujecie z  Internetu! Nie chcę już słyszeć ani słowa! Jedynki!
Diana poczekała aż Domakowska odejdzie, po czym ledwo dosłyszalnym szeptem powiedziała:
- A nie mówiłam…
Matylda i Ania tylko pospuszczały głowy.
Lekcja geografii też nie należała do udanych. Od razu po sprawdzeniu obecności Globus, czyli pan Koronowski, wywołał Anię do odpowiedzi.
- Pracę domową masz tak pięknie napisaną… - zaczął. - Więc może wymienisz mi przykłady współczesnej migracji?
Ania spojrzała z przestrachem na nauczyciela, spuściła głowę i nic nie powiedziała.
- Nie??? W takim razie… Jak dzielimy migrację?
- Też nie wiem.
- To może potrafisz odróżnić chociaż emigrację od imigracji, hmm?
Odpowiadającą pokręciła głową.
- W takim razie siadaj.
- Yyy… A co dostałam? – zapytała z nadzieją.
Globus spojrzał się na nią z politowaniem:
- Dziewczyno, chyba nie sądzisz, że zasługujesz na wyższy stopień niż jeden.
Ania ze złością wzięła zeszyt z rąk nauczyciela i pomaszerował do ławki.
Na długiej przerwie głównym tematem rozmów trzech przyjaciółek były dzisiejsze wpadki. Siedziały pod klasą pogrążone w pełnej emocji dyskusji.
- A nie mówiłam, że ten Internet was kiedyś zawiedzie? A nie mówiłam?! Jak tak dalej pójdzie to możecie nie zdać!!! – Diana strofowała przyjaciółki.
- Nie przesadzaj. Jedna pała. – tłumaczyła się Matylda.
- Jedna mówisz?!
W tym momencie podszedł do nich Bartek - najbardziej inteligentny i najbardziej złośliwy chłopak w klasie.
- Brawo! – zwrócił się z wymuszonym uśmiechem do Matyldy i Ani. – To prawdziwy rekord dostać tyle jedynek w ciągu jednego dnia. Trzeba być naprawdę dobrym.
- Spadaj.
- Ach… Zapomniałbym – zasyczał. – Mam dla was kolejną dobrą wiadomość. Nowelka dała mi zeszyty żebym wam oddał.
- Tak szybko sprawdziła?
- Nie dziwcie się. Z czystej ciekawości pozwoliłem sobie sprawdzić jakież to wspaniałe oceny dostałyście – uśmiechną się kpiąco. – Jedynka z notatką: „Nie będę sprawdzać prac skopiowanych z Internetu. Poprawić na jutro”. Same zobaczcie.
 
Podał osłupiałym dziewczynom zeszyty i odszedł chichocąc z zadowolenia. To zdarzenie było kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Matylda i Ania zerwały się na równe nogi.
- Idziemy do biblioteki!!! – krzyknęły niemal równocześnie.
Diana wstała i przytuliła przyjaciółki.
- Nareszcie zmądrzałyście! – westchnęła i uśmiechnęła się promiennie. – Pójdziemy tam po lekcjach. Napiszecie charakterystykę od nowa i odrobicie pracę domową. Jutro dacie to nauczycielom do sprawdzenia i poprawcie te pały.
- Jesteś wspaniała Di! – uradowała się Ania.
- Przepraszam cię, że… no… wiesz, że nie uznawałam twoich racji – odezwała się Matylda.
- Nie przesadzajcie! To ja jestem szczęściarą, że mam takie świetne przyjaciółki – powiedziała Diana. - Teraz będziemy razem chodziły do biblioteki po lekcjach. Co wy na to?
- Taaaaaaak!!!





O tym jak powstała biblioteka i czy jest tak naprawdę potrzebna
 Napisała
 Natalia Konopacka   kl. 2 a

-Opowiedz to jeszcze raz wujaszku.......
-Dobrze dzieci, usiądźcie w kręgu i słuchajcie....... Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie było nas na świecie, żył pewien człowiek o imieniu Thomas. Nazywał się on Bibiliontek.
- Jak śmiesznie....
-Tak, macie racje. Ale komentarze później. Teraz słuchajcie. Był on człowiekiem niezwykle mądrym. Uczył się w wiejskiej szkole, gdzie panowała bieda. Poziom wykształcenia u ludzi był wtedy niezwykle niski. Dzieci rzadko były puszczane do szkoły. Zazwyczaj od młodych lat pracowały wraz z rodzicami w gospodarstwach. Thomas nie miał problemów z nauką. Był bardzo inteligentny. Niestety jego rodziców nie było stać na dalszą naukę ich dziecka... Biedny Thomas musiał sam na siebie zarabiać. Nie chciał zostawić nauki. Ona go niezwykle pasjonowała. Dlatego wymyślił, ze będzie dawał korepetycje.
-A co to takiego korepetycje, wujaszku?
- Ko-re-pe-ty-cje to jest coś takiego, jak jedna osoba pomaga drugiej w lekcjach poza szkołą, tak prywatnie. Za to ta osoba, która bierze korepetycje, musi płacić dużo pieniędzy.
-Hmm. Ale co było dalej?
-Więc Thomas uczył te małe dzieci. Z czasem wieść o nim się rozeszła i wielu rodziców posyłało swoje dzieci właśnie do niego. Zarabiał wtedy bardzo dużo pieniędzy i mógł kontynuować naukę. Jednak nie zrobił tego. Pieniądze uderzyły mu do głowy. Całymi dniami bawił się ze swoimi przyjaciółmi i w ogóle nie pracował. Jak można się było spodziewać, szybko stracił swoje pieniądze. Wrócił wtedy smutny do rodziny. Ta przyjęła go do pracy w domu. Thomas marnował w domu swój talent to nauki.
 Przyjaźniąc się z ludźmi, zauważył, że ich dzieci, coraz mniej przykładają się do nauki. W rzeczywistości było jeszcze gorzej. Dzieci w ogóle nie chciały się uczyć, a szkolę traktowały jako przymus. „Tak nie może być” – pomyślał Thomas.-„Muszę coś z tym zrobić”. 
 Jak pomyślał, tak też zrobił. Wrócił do szkolnictwa. Uczył się nocami, gdyż dniami pracował w gospodarstwie. Swoją pasję przekładał na innych, którzy również się uczyli. Jednak ta ich nauka... Była inna, niż wtedy, gdy Thomas udzielał korepetycji. Dzieci, które czegoś nie umiały, prosiły o pomoc swoich często nie wykształconych rodziców. Ci, nie chcąc stracić autorytetu, opowiadali jakieś głupstwa, w które dzieci wierzyły i powtarzały innym. Powstawał taki krąg, który mimo iż uczył się, to to, co umiał, było nieprawdą. Thomas, kończąc studia zaczął uczyć dzieci w szkole. Dzieci było dużo, a on jeden, tak więc niektóre dzieci nie słuchały go. Tym bardziej, że według nich podważał on prawdy mówione przez rodziców.... Thomas nie dawał za wygraną. Jeździł po wielu krajach, do wielu osób z prośbą o pomoc. Pomoc w założeniu....
- Biblioteki?
- Tak, macie rację. W innych krajach poziom wykształcenia był wtedy wyższy niż u nas. Ludzie, którzy go znali, wiedzieli, jaką miłością pała on do nauki. I pomogli mu. Gdy wrócił do kraju, przywiózł ze sobą mnóstwo książek. Chciał założyć takie miejsce, gdzie każdy mógłby przychodzić i wypożyczać książki. Thomas chciał, aby dzieci same doszły do wiedzy, jaką oferują książki. Nie wiedział tylko jak nazwać takie miejsce... Zastanawiał się długo, aż wymyślił, że nazwie je biblioteką. Ludziom rzeczywiście taka biblioteka pomogła. Nie tylko dzieci przychodziły do niej. Przychodzili również dorośli. W bibliotece początkowo było mało książek. Później Thomas coraz częściej wyjeżdżał i przywoził ich coraz więcej. Ludzie nie musieli ich czytać w bibliotece. Thomas wypożyczał im książki do domu, aby i tak mogli się uczyć. Pomysł Thomasa niezwykle pomógł ludziom. Był zadowolony z siebie i swojego pomysłu. Wrócił dalej do szkolnictwa. Tak jak myślał, wiele dzieci zainteresowało się nauką i ich wykształcenie było wyższe. Były też takie dzieci, które zaraz po przyjściu ze szkoły pomagały rodzicom w domu i nie miały czasu na chodzenie do biblioteki. Ich rodzice również nie wykazywali jakiegoś szczególnego zainteresowania nauką. Dzieci te mimo możliwości nauki, nadal trwały w niewiedzy, lub też ich wiedza była nieprawdziwa, zmyślona. Thomas wymyślił, ze założy bibliotekę w szkole.  
-Ale głupio! I dzieci będą jeszcze zmuszane do chodzenia do biblioteki!
-Dlaczego? Biblioteka w szkole to świetny pomysł, dzieci dzięki temu mają dostęp do nieograniczonej wiedzy.
-A Internet, wujaszku? On jest lepszy. Nie trzeba szukać w książkach, tylko wpisze się słowo i już ma się wszystko gotowe.
-Dzieci, dzieci.... Kiedyś nie było Internetu.
-Nie? Jak to?
-Tak, w czasach w których żył Thomas Internetu jeszcze nie wymyślono. Tak więc Thomas chcąc założyć bibliotekę w szkole, znowu musiał jeździć po różnych miejscowościach i nabywać książki, aby jakoś ta biblioteka funkcjonowała. Gdy zebrał mnóstwo książek, przywiózł je wszystkie do szkoły. Po założeniu biblioteki odbywały się tam lekcje, aby wszystkie dzieci w szkole umiały się w niej znaleźć i nie bały się tam chodzić. Wszyscy uczniowie w czasie dni szkolnych o godzinie 12:00 szli do biblioteki, gdzie odbywały się lekcje z paniami bibliotekarkami. Panie były bardzo miłe i opowiadały dzieciom takie ciekawe rzeczy o książkach, że wszyscy z uwagą je słuchali. Nikt nigdy nie opuścił żadnej lekcji bibliotecznej.
-Czy teraz w szkole też są takie lekcje biblioteczne?
-Tak, dzieci. Przekonacie się, jak pójdziecie do szkoły. Teraz już wiecie, ile zawdzięczamy bibliotekom.
-Bardzo chciałbym poznać tego pana Thomasa. Pięknie bym mu podziękował.
-Nie dziwię się. Też chciałbym go poznać. A teraz już śpijcie dzieci. Może wam się przyśni szkoła? I biblioteka? Kładźcie się! Dobranoc!
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
   
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja